Bitwa o JAJO, czyli kolejna odsłona kastracji zwierząt domowych

O zasadności powszechnie dostępnej kastracji zwierząt domowych długo by dywagować. Po to stworzyłam fundację, aby zwierzęta nie musiały umierać w obozach zagłady potocznie nazywanych schroniskami. Abyście się nie oburzyli, nie wrzucę wszystkich do jednego gara. Znam kilka schronisk na około 140 tego typu oficjalnych przybytków, które mordowniami nie są, ale nie o tym chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Fakty za kastracją są niepodważalne.

Aspekt humanitarny (nie rodzą się zwierzęta, które niektórzy tak ochoczo zabijają w ramach walki z bezdomnością, mniej zwierząt w schroniskach = mniej cierpienia i śmierci, mniej wałęsających się po ulicach).

Aspekt ekonomiczny – w gminach, gdzie realizuje się programy kastracji zwierząt domnych z roku na rok wydaje się mniej pieniędzy na ochronę zwierząt, mniej też przebywa ich w schroniskach, mniej jest zwierząt podrzucanych w reklamówkach, szybciej się adoptują, więc też krócej gmina za nie płaci, hycel nie ma kogo odławiać, więc więcej kasy zostaje w kasie – te zaoszczędzone pieniądze, gmina z czasem może zainwestować w coś pożytecznego dla lokalnej społeczności.

Aspekt zdrowotny – zwierzęta kastrowane żyją dłużej, są zdrowsze i nie zapadają na najbardziej popularne u zwierząt nowotwory. U samic są to nowotwory listwy mlecznej, ropomacicze, u samców – nowotwory prostaty i jąder.

I o „świętym’ JAJU dzisiaj Wam opowiem.

Kilka dni temu przyszła do mnie zapłakana kobieta. Z prośbą o ratunek dla jej psa, gdyż nie jest w stanie sfinansować weterynarza z powodu trudnej osobistej sytuacji. Pies, z wielkimi łysymi placami w sierści i ogromnym ropniem na plecach. Oczywiście, 13695885_918472461632968_1018894482_nzareagowałam natychmiast. Pani pojechała z psem do lecznicy, pobrano zeskrobinę, krew. Komplet badań jednym słowem. Ropnia oczyszczono, leki podano. Na drugi dzień przyszły wyniki badań. Żadnej choroby skóry nie stwierdzono. Stwierdzono natomiast, kilkukrotnie podwyższone hormony. Pies okazał się być wnętrem, co było jednoznacznym wskazaniem do operacji i pełnej (zgodnie ze sztuką) kastracji.

I tu zaczęła się historyczna bitwa o JAJO.

Po kilku dniach wyznaczono termin operacji, lekarz prowadzący uprzedził mnie jednak, że łatwo nie będzie. I nie było, bo…?

Bo Pani właścicielka kocha swojego psa, ale mocniej kocha jego JAJO. Pani nie wyraziła zgody na pełną kastrację, pozwoliła jedynie usunąć mu jądro spoczywające w brzuchu psa.

Nigdy bym się nie spodziewała, że tak zaciekłym obrońcą (już także niestety zmienionego chorobą) JAJA będzie właśnie kobieta, gdyż to panowie jak dotąd dawali wyraz niezwykłej solidarności jąder. Pewnie chcecie się dowiedzieć jakie miała argumenty. Oto one:

  • Bo mówi się potocznie „chłop bez jaj” czyli rozmemłany jak sadzę.
  • Bo ona jak jeździ rowerem, to widzi te niekastrowane psy na posesjach i ona WIE, że one są takie byle jakie, w sensie chyba nie męskie. Swoją drogą Pani musi mieć wybitnie sokoli wzrok, skoro jadąc rowerem jest w stanie stwierdzić czy to pies, czy suka i jeszcze dostrzec, że jest kastrowany lub nie.
  • Bo czytała publikację profesora. No cóż, z tym dyskutować się nie udało, bo nazwisko profesora objęte było tajemnicą, tej Pani rzecz jasna.

I być może nawet byłoby to zabawne, gdyby nie chodziło o życie. Życie psa, który o swoich jądrach przypomina sobie najczęściej wtedy, gdy poczuje jakąś, oczywiście, niewykastrowaną suczkę.

Po dwóch godzinach bitwy, Pani wreszcie wyraziła zgodę. Gdyby jej pies był wykastrowany w odpowiednim czasie, operacja trwałaby krótko, a lekarz nie wyjąłby z psa jądra z nowotworem o średnicy 30cm i wadze blisko 3kg. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciu. Chyba wszelkie komentarze są zbędne.

V__265E

Operacja trwała blisko dwie godziny i bez wątpienia była ratującą życie. Guz naciskał na wszystkie narządy w jamie brzusznej.

Poza moimi ogromnymi emocjami, moją fundację ratowanie Dżoka kosztowało 1344 zł. Jego kastracja, gdy jeszcze był zdrowy, kosztowałaby góra 200zł. A oprócz niego jeszcze pięć innych zwierząt mogłoby zostać wykastrowanych i nie dość, że uniknęłyby podobnego cierpienia w przyszłości, to nigdy nie urodziłyby potencjalnie bezdomnych zwierząt.

 

Pamiętajcie, polskie schroniska pękają w szwach, umiera w nich w naszym kraju średnio co 4 pies i co 2 kot i zwierząt jest w Polsce kilkukrotnie więcej niż potencjalnych domów dla nich.

Jeśli chcecie wesprzeć działania mojej fundacji w walce z bezdomnością zwierząt poprzez humanitarną kastrację, ustawcie przelew stały na najmniejszą choćby kwotę. My kastrujemy przez cały rok i w miarę środków staramy się pomagać zwierzętom w podobnych do opisanej wyżej sytuacjach.

Fundacja „KARUNA – Ludzie dla Zwierząt”

Volkswagen Bank Polska S.A

nr rachunku: 90 2130 0004 2001 0484 9634 0001   w tytule wpisując „KASTRUJEMY BEZDOMNOŚĆ”

 

BEZDOMNOŚCI ZWIERZĄT NIE DA SIĘ UPCHNĄĆ W SCHRONISKACH

BEZDOMNOŚĆ MOŻNA HUMANITARNIE WYKASTROWAĆ.

Przyłączcie się do naszego programu KASTRUJEMY BEZDOMNOŚĆ, znajdziecie nas na Facebooku.

https://www.facebook.com/koalicjakastrujemybezdomnosc/?fref=ts

One thought on “Bitwa o JAJO, czyli kolejna odsłona kastracji zwierząt domowych

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *