KARMA POWRACA?

12772965_979448622139630_1386719527_o

 

 

Opowiem Wam coś.

 

 

Kilka lat temu, na początku działalności mojej fundacji, znalazłam się w koszmarnie trudnej sytuacji. Miałam wówczas pod bezpośrednią opieką ponad setkę kotów wolnożyjących. Tego dnia stan konta – ZERO, stan karmy – 10 ostatnich puszek, paliwo w baku – ZERO.

Wtorek. Godzina mniej więcej osiemnasta. Dzwoni telefon. Odbieram. Po drugiej stronie Pani Ela – starsza, po ciężkim zawale serca, schorowana karmicielka z warszawskiej Pragi. Pod jej opieką kilkadziesiąt kotów żyjących w takich miejscach, do których niektórzy, nawet w biały dzień i w eskorcie policji nie odważyliby się pójść. Słyszę płacz. „Pani Beato, nie mam już żadnej karmy, ostatnie pieniądze jakie miałam na leki, wydałam 3 dni temu na jedzenie dla nich. Błagam, co ja powiem tym kocinom?” Myślę sobie tak: na koncie zero, w baku zero, karmy 10 puszek. Myślę dalej. Moi podopieczni dzisiaj jedli, koty z Pragi będą miały dzisiaj głodną noc. Dumam…. trudno, i tak mam tylko 10 puszek, to niech przynajmniej i te z Pragi zjedzą dziś choć trochę. „Pani Elu, dam Pani to co mam, ostatnie puszki, ale muszę zorganizować kogoś, kto je Pani podrzuci, bo nie mam nawet na bilet.” I tak się stało. Zorganizowałam znajomą, zawiozła puszki.

Środa. To będzie głodny dzień dla moich kotów, pomyślałam. Co robić? W ogóle nie pojechać – nie umiałabym. Od sąsiadki pożyczyłam 15zł – wlałam 4 litry paliwa, wystarczyło. Do zwierząt w jedną stronę miałam 25km. Jadę, przynajmniej sprawdzę, czy wszystko w porządku, pogadam z kocią staruszką Hicią, po prostu z nimi będę. Byliście kiedyś w takiej sytuacji? Czując na sobie to ogromne brzemię, jaką jest empatia i odpowiedzialność, z potwornym poczuciem bezradności, że istoty którymi się opiekujesz, będą głodne?

Dojeżdżam na Targówek, dzwoni telefon. Odbieram. „Numer do Pani dała mi jedna znajoma…

Wówczas zadzwonił do mnie kierownik sklepu Kakadu, jakaś fundacja odmówiła przyjęcia zebranej do kosza karmy, podarowanej przez klientów sklepu. Wtedy, co zdarza mi się niezwykle rzadko, łzy same spłynęły mi po policzkach. Podjechałam, zapakowałam i ze swoimi kotami spędziłam kilka godzin więcej. Było lato, w podarowanej karmie było pełno pyszności, więc super wyżerka. Wracając, podjechałam do Pani Eli, podzielić się kocim jedzeniem.

Karma powraca? Wtedy wróciła, dosłownie. Wiele razy się o tym przekonałam. Dlatego się dzielę, nawet tym, co mam ostatnie.

Marzę, aby ta niedosłowna karma, wróciła do tych wszystkich, którzy zwierzęta traktują jak śmieci. Niech kiedyś wróci do tych, którzy sprawiają, że najlepszy przyjaciel człowieka, pies, kot i inne udomowione zwierzę, jest przez tego człowieka skazane na ból, cierpienie, śmierć i rozrywającą serce tęsknotę.

Niech gatunek ludzki się opamięta, bo jeśli kiedyś zwierzęta zorganizują rewolucję…

Ja będę spokojna, a Wy?

12787329_979465888804570_831815357_o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *